wtorek, 20 sierpnia 2013

"Głupi" czy "Mądry"?

Janusz Palikot
W przeciwieństwie do wielu polskich milionerów doszedł do swoich pieniędzy praktycznie od zera. Nie miał bogatego ojca, wsparcia polityków, czy układów, które pozwoliłyby mu na zarobienie łatwych pieniędzy. Wszystko co osiągnął zawdzięcza ciężkiej pracy i czemuś czego nie można się nauczyć - niezwykłemu „nosowi do interesów”. 



Pochodzi z Biłgoraja, z niezamożnej rodziny. W szkole nie był "prymusem". Ma dysleksję i jest leworęczny. W liceum, za działalność konspiracyjną został wyrzucony. Przeniósł się do Warszawy i tam ukończył liceum. Studiował w Lublinie filozofię na KUL-u (Katolicki Uniwersytet Lubelski, dziwne przecież chciał zdejmować Krzyże, chyba, że robi inaczej, niż myśli). 


Na studiach założył z kolegą firmę zajmującą się porządkowaniem archiwów instytucji państwowych. W tamtym czasie wszystkie firmy były nastawione na rozliczenie się na dniówkę.  


Zazwyczaj ustalali jakąś dniówkę i ciągnęli zajęcie przez kilkadziesiąt dni. 
Oni wykonali wówczas – z dzisiejszego punktu widzenia – banalny zabieg: proponowali instytucjom cenę za całą pracę, a nie za dni jej trwania. To zazwyczaj była połowa tej ceny i wiele instytucji się zgadzało na nasze usługi. Później brali kilku kolegów, pracowali po 12-14 godzin dziennie i wykonywali całe zadanie w niecały tydzień. Po kilku takich zleceniach mieli fundusze, żeby funkcjonować przez cały rok na studiach.

Pierwszy milion przyniosły mu palety. Pewnego razu będąc na zleceniu archiwizacyjnym w gdańskiej Baltonie pewien pracownik zapytał się Palikota i kolegów, czy nie byliby w stanie zorganizować desek do europalet. Baltona była wówczas jedną największych firm eksportujących żywność.
Postanowił, że on będzie produkował europalety i dostarczał do Bałtony. Nie był to pomysł innowacyjny, ale w czasach rodzącego się kapitalizmu okazał się strzałem w dziesiątkę. Młody biznesmen trafił z ofertą w niszę, która nie była jeszcze zagospodarowana. Udało mu się dobrze zorganizować pracę. Jedni cieli deski, inni zbijali palety, a jeszcze inni wypalali je.
Kiedy upadł komunizm firmy z Belgii, Niemiec i Holandii, które docelowo otrzymywały jego palety chciały mieć produkty bez pośrednictwa Baltony. I tak z jednej ciężarówki raz w tygodniu zaczął wysyłać 2-3 dziennie, żeby ostatecznie osiągnąć wynik 20-30 palet w tygodniu. W pewnym momencie, z racji wysokiej inflacji, zrezygnował z pobierania pieniędzy za palety. Zamiast tego brał towar, który udawało się sprzedawać.

W końcu sprzedał paletowy biznes. Otworzył w winiarnię i destylarnie. Założył firmę Ambra i korzystając z włoskich receptur i technologii zaczynał produkować wina musujące. 
W kolejnych latach zdobył coraz silniejszą pozycję na rynku, a ugruntował ją przejmując swojego największego konkurenta firmę Cin-Cin. Ambrą Palikot kierował do 2001 r. Wtedy znów odzywa się jego niespokojny duch - sprzedał wszystkie swoje udziały niemieckiej firmie Schloss Wachenheim.
Tym razem jednak nie zmienia biznesu - pozostaje w branży alkoholowej. 
Założył spółkę Jabłonna S.A., poprzez którą kontroluje m.in. Polmos Lublin - producenta słynnej Żołądkowej Gorzkiej. Ta wódka wkrótce staje się znakiem firmowym spółki Palikota i przynosi jej duże zyski. Palikot regularnie pojawia się na listach 100 najbogatszych Polaków. Po kilku latach wprowadza Polmos na giełdę, po czym... sprzedaje wszystkie swoje udziały.
Założył tygodnik "Ozon". Okazuje się, że to jego pierwsza (i jak na razie ostatnia) 
biznesowa porażka. "Ozon" sprzedawał się kiepsko i po nieco ponad roku znikną  z rynku. 
W 2005 r. rzucił biznes i zaczął się bawić w politykę. Okazuje się, że ma do niej nie mniejszą smykałkę niż do interesów. Dwukrotnie dostaje się do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej, a po pięciu latach zakłada własną partię i zaledwie kilka miesięcy później z trzecim wynikiem w kraju wprowadza ją do parlamentu.


Wielu ludzi zna go tylko z polityki. Wielu widzi jego "wygłupy". Wielu także sądzi, że jest "głupi" i nienormalny, niektórzy powiedzą, że "psychopata". W kwestii polityki muszę się z nimi zgodzić. Nie jestem za "tęczową rewolucją" (żyjemy w "wolnej" Polsce, więc mogę mieć swoje zdanie). Z drugiej strony, popatrzmy, przecież te "wygłupy" dały mu 10% w parlamencie, tak szybko i tak wiele, i z takimi ludźmi (nie związanymi z polityką). PJN osiągnął 1,02%. Gdyby był głupi, jego partia nie weszła by do parlamentu. Jestem zauroczony kwestią finansową, Janusza Palikota. W przeciwieństwie do Jana Kulczyka nie dostał pierwszego miliona od ojca, ani nie ma (miał) bogatych rodziców. Taki polski "amerykański sen". Historia "od zera do milionera". Opowieści, które najbardziej lubię.
Dlatego nie nazwę go "głupim", raczej "mądrym przez głupotę". 

3 komentarze:

  1. poczytaj jak prywatyzowano polmos

    OdpowiedzUsuń
  2. Pominąłeś okres, kiedy to został gwiazdą będącego wtedy na topie disco-polo (pseudonim Orfeusz)!

    OdpowiedzUsuń